The truth is right here...

Sprawiedliwość sprawiedliwością, a racja musi być po naszej stronie.

Data publikacji: 2019-04-03
Zacznę od tego, że nie mam zamiaru uprawiać tutaj żadnej agitacji. Padnie kilka przykładów z szufladki spraw bieżących, ale wolałbym nie skupiać się na detalach. Moja wizja tego jak powinna wyglądać polityka może pachnieć utopią. Potwierdzam. Bez "idealistycznych wizji” trudno jednak mówić o jakimkolwiek postępie. Wkurza mnie dzisiaj sposób stanowienia prawa, nadzór nad nim i brak merytorycznej dyskusji o tym co dalej. Skoro jestem u siebie, a jak, nie byłbym sobą gdybym o tym nie wspomniał, to śmiało mogę się z tym rozprawić. Zapraszam. 
 
Jesteśmy w dupie. W zasadzie tak mógłbym streścić cały kontekst historyczny tego jak się tutaj znaleźliśmy. Wojny, zabory, komunizm, przegnanie Światowida. Polska generalnie jest krajem biednym. Wszystkich którzy jak ja, dziwili się euforii towarzyszącej wszystkim społecznym programom, spieszę z podpowiedzią. Ludziom żyje się trochę łatwiej. I nie odważę się tutaj jednoznacznie powiedzieć, czy to dobrze, czy źle - to zależy. Rozumiem natomiast te 30 parę procent poparcia dla rządu z tej perspektywy. 
 
Ja staram się spojrzeć na sprawę szerszej. Podoba mi się próba poprawy sytuacji wielu polskich rodzin. Kwestią dyskusyjną jest sposób tego wsparcia, jego wysokość, oraz brak adekwatnych działań proprzedsiębiorczych. Innymi słowy. Dotychczas polityki prorodzinnej nie było. PiS zrobił tutaj ogromny krok naprzód. Osobiście wolałbym jednak gdyby te świadczenia były odpisywane od pensji/ podatku. Niech już każdy dostaje, ale w ramach zwolnienia/ ulgi. Pracujesz, prowadzisz firmę, produkujesz coś, masz swój wkład w bogacenie się tego kraju - należy Ci się, nawet od pierwszego dziecka. Choć nie wierzę w ZUS, mimo wszystko, coraz szybciej będzie nas mniej. I niestety też żadne (realne) pieniądze tego problemu nie rozwiążą. Póki nie będziemy rozsądnie zarabiali, a dzieci będą miały zagwarantowaną sensowną opiekę i edukację. Ale nie o tym dzisiaj, dzisiaj kluczowe jest to, że czasy dobrej koniunktury w gospodarce zawsze kiedyś się kończą, a wraz z nim, pieniądze na dawanie. Dając i stymulując gospodarkę jednocześnie, można ulżyć najgorzej uplasowanym i szykować się na trudniejsze czasy. No i najważniejsze, uczyć, że nie ma nic za darmo, a Państwo nie ma własnych pieniędzy. 
 
 
W życiu społecznym jesteśmy bardzo podzieleni. Za przykładem głównych, ale i też tych „niezależnych”, mediów. Na powyższym przykładzie dyskusja ma tylko dwa bieguny - 500+ dobre/ złe, zabiorą/ nie zabiorą. Wkurwia mnie brak elementarnej wiedzy na temat sztuki kompromisu. Są lewacy i prawacy. Mężowie stanu i zdrajcy. Czegokolwiek nie zaproponują jedni, drudzy czują się zobowiązani zaprotestować. Efekt ciągłej przepychanki zamiast synergii działania. Nie pamiętam kiedy usłyszałem jakieś dobre słowo polityków na temat działań ich oponentów. Chociażby zwykłe „dobre, ale”. 
 
Może jestem zwyczajnie naiwny, ale trudno mi sobie wyobrazić, żeby którakolwiek ze „stron”, chciała ten kraj zrujnować. Może nie w sensie finansowym, ale specjalnie wybijając wszystkie szyby od środka. Zakładam, że wszyscy mają dobre intencje, chcą generalnie dobrze. Może nie tylko dla kraju, dla siebie również, ale trudno mi uwierzyć w to, że specjalnie któraś partia działała na szkodę Państwa, zgadzając się z tym i dalej to robiąc. 
 
Nie traciłbym już czasu na to kto był komunistą, kto czyim agentem, kto podpisał z kim zobowiązania i kto z kim pił wódkę. Było, minęło. Dostaliśmy w ciry, czasu nie cofniemy. Dawne podziały powinny zostać już zakopane, a dzisiejsi politycy powinni pracować dla naszego przyszłego dobrobytu, a nie swoich niezałatwionych spraw. Wszyscy powinni usiąść do jednego stołu i rozmawiać o tym co w tym kraju jest zjebane, co można z tym zrobić, oraz jak mogliby się podzielić zadaniami. Mówiłem, Utopia. Ale czy właśnie nie tak powinno być? 
 
 
Robiłem w życiu kilka rzeczy. Byłem pracownikiem, przedsiębiorcom, samozatrudnionym. Chodziłem do szkoły, studiowałem, chorowałem, byłem na policji (żaden ze mnie łobuz). Nie mogę powiedzieć, żebym był jakimś ekspertem, ale gdzie okiem nie sięgnąć, to większość rzeczy jest nie tak jak trzeba. Nie jesteśmy jakimś kolosem, a mimo wszystko na glinianych nogach. Bieżąca działalność polityczna to raczej ping pong między kupowaniem poparcia, a gaszeniem pożarów. Nie robimy jakiegoś sensownego kroku naprzód, wręcz czasami mam wrażenie, cofamy się. Cytując klasyka „polskie Państwo istnieje tylko teoretycznie”. 
 
Mam swoją teorię spiskową na ten temat. Wystarczyłoby wprowadzić sensowniejszy nadzór społeczny. Wybory i referenda kosztują masę kasy. Od czego mamy internet? Nie mam gotowego rozwiązania, ale patrzę na to tak: skoro mamy internetowe konta bankowe gdzie trzymamy wszystkie nasze oszczędności, to czemu np. nie mieć swoich kont wyborczych? W dużym uproszczeniu rzecz jasna. Chodzi o możliwość oddawania głosów w wiarygodny sposób i częściej niż raz na 4 lata. I tu śmietanka. Wyobraźcie sobie publiczną debatę wszystkich partii na temat ważnych kwestii bieżących, w cywilizowany sposób i merytoryczną. Po wszystkim „Drodzy Państwo, a teraz prosilibyśmy o oddanie Państwa głosów w ciągu najbliższych 48h w Waszych kontach obywatelskich”. No i projekt ustawy wybranej przez głosujących idzie do procedowania. Czy jakoś tak : ) Moja teoria spiskowa jest taka, że żaden z nas suweren. Raz na jakiś czas mydlą oczy rozdawnictwem i obietnicami, kto da więcej, ten jest kupowany. Nawet jeżeli potem swojego słowa nie dotrzyma, nic mu nie grozi. Choć czasem gorzej jak dotrzyma. Koniec końców, żadnemu rządowi takie narzędzie nie byłoby na rękę. Koniec teorii spiskowej. 
 
 
Oglądam dość często wiadomości/ fakty/ jakieś wywiady z politykami różnych opcji. Raz, żeby przepuścić sobie wszystko przez sito, dwa, lubię jak mi coś szumi koło uszu. Spróbujcie takiego eksperymentu przez tydzień. Oszaleć można. Jak dzieci w piaskownicy, tylko z ogromnymi budżetami i niebezpiecznymi zabawkami. Sedno sprawy w większości przypadków schodzi na 10 plan. Główną osią rozmowy jest kto kiedy co zrobił i co było gorsze, albo kto dał więcej i kiedy. Nikt nie odpowiada na zadane pytania. Wszyscy uprawiają jakąś nowomowę. Elita polityczna tego kraju. Uogólnienia specjalnie, po prostu nie przyszedł mi do głowy nawet jeden przykład dla przełamania tej reguły. 
 
Największym zwątpieniem napełnia mnie jednak ta debata publiczna rozlewająca się po internecie. Każdy na polityce się zna, wiadomo, nikomu myślę odmawiać tej wolności wypowiedzi. Problem w tym, że między sobą rozmawiamy bardzo podobnie jak politycy. Daliśmy się wciągnąć w ten konflikt i dodatkowo używamy nie swoich argumentów. Jak bojówki klubów piłkarskich. 
 
 
Reforma sądownictwa. To też taki gorący kartofel więc trudno o nim nie wspomnieć. Jedna z najbardziej potrzebnych w tym kraju. Ale nie taka jaką aktualnie mamy. I znowu, nie mogę im odmówić racji, że coś zmienić było trzeba, ale skupili się tylko w części na problemie. No i oczywiście tak, żeby im było najlepiej. Każdy kto kiedyś zatrudniał choćby jednego człowieka i to niekoniecznie od razu na dyrektora, zdaje sobie sprawę jaki to kłopot. Zwłaszcza wymiana prezesów większości sądów  w Polsce : ) Nie takiej reformy bym oczekiwał, choć być może i jakieś kadrowe zmiany były potrzebne. Zresztą i tu jest podobnie. Kto choć raz miał przyjemność z naszym wymiarem sprawiedliwości, nawet jako świadek, a jak poszkodowany to juz w ogóle, wie jak archaiczny jest to system. 
 
Boję się obudzić kiedyś w sytuacji w jakiej aktualnie znalazła się Ukraina. Mówię o wyborach, nie o podpieprzeniu kopalni węgla przez ruskich. Jeżeli nie znacie tematu to dwa zdania wstępu. W pierwszej turze wyborów prezydenckich, największą ilość głosów zebrał aktor/ komik, prawie 30%. Zabawnym akcentem jest to, że odtwarzał on rolę w serialu w którym był nauczycielem, wybranym następnie na prezydenta który walczył z korupcją. I tak scenariusz serialu o zostaniu przywódcą prawdopodobnie stanie się faktem (obecny Prezydent zebrał chyba 12% tylko). Mówi się, że ludzie zrobili sobie z wyborów żarty. Ja myślę, że w ten sposób powiedzieli czego naprawdę by chcieli, ale pokazali też jak łatwo nimi manipulować. Jakby wybory na Ukrainie się nie skończyły, to nam chyba takich przygód wolałbym oszczędzić. 
 
Wyrzucam swoje irytacje w świat. Może ktoś z Was ma już tę wycieczkę intelektualną za sobą i ma już jakieś rozwiązanie? W czym jest problem? Gdzie podziała się cała presja społeczna? Nie wierzę w to, że tylko skrajne stanowiska istnieją, jestem przekonany, że jest nas więcej. Tylko co z tego? 
 

Facebook

Instagram