The truth is right here...

'Pamiętam momenty jak ze snu chwile, jest ich tyle, nawet jeśli często sens ich mylę..'

Data publikacji: 2019-03-17
Mamy 17.03.2019 rok. Niedziela. Nieokrągła rocznica powstania Zespołu Myślenia Ironicznego. W liczbach: 9 lat, 800 000 osób na fanpage’u, 165 000 na grupie na facebook’u, 86 600 na instagramie.
 
Jako szczypiorek powtarzałem sobie, że przed trzydziestką zrobię „coś”. Oczywiście nie wiedziałem co to będzie, gdzie tego szukać i jak dużym "cosiem" być musi. Wiedziałem natomiast w dzień trzydziestych urodzin, że spektakularny sukces należy w czasie nieco odłożyć. Minęły trzy lata i trzy miesiące bez jednego dnia. I choć okoliczności są dość niesprzyjające, to z nutką narcyzmu, dojrzałem do tego żeby być z siebie zadowolonym. 
 
Los jest wobec mnie przewrotny, ale dotychczas nie dał mi nigdy zrobić krzywdy. Z jednej strony wznieca pożar w obozowisku, z drugiej zsyła wielką burzę. Niby stoisz cały mokry, ale japa się cieszy bo pożar nie zdążył zabrać wszystkiego. Tym enigmatycznym akcentem, wstęp możemy uznać za zakończony. Od dawna chciałem napisać Wam o „czasach”. Taki rocznicowy wpis to doskonała okazja i nie mam zamiaru jej zmarnować na rzecz egzystencjalnych rozkminek. 
 
 
Urodziłem się w latach 80-tych. Jako dzieciaki strzelaliśmy do siebie z patyków, żarliśmy błoto na liściach i kradliśmy cement z betoniarki jak robili podjazd do śmietnika. To ostatnie dzisiaj uznałbym za godne potępienia, ale wtedy miasteczko dla resoraków wymagało społecznego nieposłuszeństwa. Nie było komórek, trzeba było znać miejscówki osiedlowych band, a szczytem technologi były pojawiające się powoli domofony. I nie, to nie będzie kolejny wpis z cyklu: ło kurła, kiedyś to było, cofnąć się w czasie, ci dzisiejsi, te dzisiejsze, za moich czasów. Nie, nie, nie. 
 
 
Jestem oczarowany faktem liźnięcia jeszcze analogowego świata i absolutnie zafascynowany jak się zmieniał wokół mnie wraz z upływającym czasem. Mam wrażenie jakby to był film (na VHS), myśląc o tym tak jak dzisiaj, w nieco przyspieszonym tempie. Jeszcze raz. Trzeba było wstać żeby zmienić kanał w telewizorze. Nie było walkmanów. Wideo to był rarytas. 25 lat później (na oko) piszę to na ważącym może 1,5 kg komputerze, siedząc na kanapie, słuchając spotify i popijając kawę z ekspresu. Bateria trzyma prawie 10 h, do internetu nie potrzebuję kabla, bo jakaś diabelska moc wkłada mi go prosto do przeglądarki.. Czujecie? Ta myśl za każdym jednym razem powoduje u mnie gęsią skórkę. Widziałem jak to się zmienia wszystko na własne oczy.
 
Dzisiejszy świat jest niewątpliwie dużo szybszy i głośniejszy. Nie nadążamy za jego rozwojem więc ślizgamy się tylko po powierzchni zdarzeń, wiedzy, relacji. Nie ogarniamy jak działa większość przedmiotów która nas otacza, ale ciągle jesteśmy przekonani o słuszności naszych poglądów na każdy temat. Paradoks świata w którym cała zgromadzona dotychczas wiedza jest dostępna z poziomu Twojego telefonu komórkowego. Trzeba tylko chcieć po nią sięgnąć. 
 
 
Czasy mojej młodości były z dzisiejszej perspektywy jedną wielką patologią. W sensie BHP. Brat wychodził z przedszkola i szedł mnie odbierać ze żłobka. W lecie co weekend robiło się ogniska bez rodziców i straży pożarnej. W sumie rozrywek dla dorosłych też było jakby mniej. Nie znam żadnych badań, ale jak sięgnę pamięcią jak się wtedy żyło i rozejrzę dookoła, to masę ludzi cierpi chyba dzisiaj na DDA. Dzieci wychowywały się właściwie same. Na polach/ podwórkach : ) I chyba tylko ogólnie panująca bieda trzymała ludzi jakoś razem ; ) Oczywiście przesadzam, generalizuję i wybiórczo podchodzę do faktów. 
 
 
O dzisiejszych czasach dużo trudniej mi się wypowiadać w kontekście zakładania rodziny/ dzieci. Żyję swoim życiem i staram się tak je organizować, żeby nie musieć na te czasy narzekać. Wysypiam się. Gram na playstation. Trochę pracuje, trochę się bawię. Staram się uskuteczniać jako taki work life balance. Jednym słowem jak mówiłem, nie narzekam co mi świat oferuje. Widzę natomiast masę rzeczy niepokojących. Zaryzykowałbym stwierdzeniem, że czasy mojej młodości były pojebane na swój sposób, ale przez to że nie było niczego, trudno było zrobić sobie krzywdę. Dzisiaj mamy nieporównywalnie więcej możliwości, ale też sytuacji potencjalnie niebezpiecznych. 
 
 
Trochę się już rozgadałem więc szybko zamknę temat czasów i na deser zaserwuję Wam ostatniego twista. 
 
Nasi rodzice i ich rodzice, pomijając historyczne meandry, żyli w stosunkowo zbliżonych realiach. My i nasi rodzice, musimy już niejednokrotnie rzucać sobie jakieś mosty. My i „nasze dzieci”, będziemy żyli już na innych planetach. Osobiście mnie to kręci. Postęp, rozwój, nowe horyzonty. To co jest najtrudniejsze i póki co mam wrażenie nie idzie nam najlepiej, to dorównanie kroku technologii i na innych płaszczyznach. Świat się zmienił, nie możemy udawać, że stare sposoby będą ciągle równie skuteczne. Udawanie, że problemu nie ma, odciąga tylko potencjalną katastrofę w czasie.
 
 
Trochę to pewnie pokręcone co teraz powiem, ale będzie twistem i jednocześnie przykładem na koniec. Nie rozumiem skąd dzisiaj w ludziach w debacie dotyczącej edukacji seksualnej tyle pewności. Jedna z prawd na temat dzisiejszego świata jest taka, że jest bardzo zseksualizowany. Ktoś ma odwagę z tym dyskutować? Edukacja w szkole ma na celu seksualizację? Idole kilkulatków na youtubie, modele na instagramie, reklamy, gazety. Wszędzie jest seks. Rodzice nie mają pojęcia co ich dzieci oglądają w internecie, na komórkach, u koleżanek i kolegów. Z drugiej mańki drą szaty, że wychowanie seksualne dzieci to ich rola, ale tego często nie robią, lub robią to źle. Dla jasności, to że potrafisz się ruchać i może nawet udało się przy tej okazji spłodzić potomka - nie czyni Cię ekspertem w tej dziedzinie. Każdy rodzic który ma dziecko i z nim rozmawia, wie jakie głupoty opowiadają inne dzieci w przedszkolu/ szkole. Dzieci dzisiaj dużo wcześniej spotykają się z zagadnieniami dotyczącymi seksu i ciała. Świat się zmienił. Dorośli sobie z nim nie radzą (depresje, rozwody, samobójstwa, morderstwa, przestępstwa seksualne), a chcemy żeby poruszały się po nim kompletnie bezbronne i nieuświadomione dzieci. Dlaczego nikt nie drze szat, że rodzice powinni sami uczyć dzieci religii? Czy to nie jest równie niebezpieczna dla małego, nieświadomego jeszcze człowieka? Mamy tyle przykładów dziecięcej bezbronności po tylu latach wychowywania przez rodziców. Może czas spojrzeć prawdzie w oczy i zadać sobie pytanie czy wszystko działa jak trzeba. 
 
Z tym Was zostawię. Chętnie poznam Wasze zdanie jak już uznacie, że ten chaos w tekście da się jakoś ogarnąć i chyba wiecie o co mi chodzi. Póki co, staram się jakoś przesadnie nie promować tego miejsca. Sam chcę nabrać śmiałości i pewności, że to działa jak trzeba. Będę natomiast zobowiązany, jeżeli uznacie, że warto, i zaprosicie do mnie swoich znajomych którym mogłoby się spodobać < 3 Pozdro! 

Facebook

Instagram