The truth is right here...

Żegnaj szkoło! Czas strajk.

Data publikacji: 2019-04-18
Kilka danych na rozgrzewkę, liczby z 9 kwietnia. Źródło: strona internetowa ZNP. Ilość strajkujących placówek: 15 179 (74,4 %), około 600 tysięcy nauczycieli. Nie aktualizowałem tego na dzień dzisiejszy, sytuacja zmieniła się stosunkowo niewiele. Egzaminy dla gimnazjalistów i ósmoklasistów odbyły się wszędzie, poza 1 przypadkiem w skali całej Polski. Oficjalnie Solidarność dogadała się z rządem, ale podobno wielu członków nie akceptuje tego porozumienia i strajkuje dalej. Przyłączyli się również nauczyciele niezrzeszeni. Tyle z nudnych podstaw.
 
 
To co rozbawiło mnie na początek to te szacunki dotyczące liczby strajkujących. Policzmy na skróty. Na stronie ZNP (sam widziałem) liczba protestujących nauczycieli szacowana jest na około 600 000. Według Głównego Urzędu Statystycznego liczba nauczycieli w roku 2018/ 2019 to 587 936. Wszyscy nauczyciele na pewno nie strajkują. Kto i jak liczy? Nie wiem. W debacie publicznej zdążyłem już przywyknąć do pokrętnych argumentów, półprawd i kłamstw klasycznych. Nie o liczbach chciałbym jednak dzisiaj mówić. W całej tej imbie, co mało zaskakujące, obozy są dwa. Za i przeciw. Ja chciałbym na kwestie edukacji rzucić okiem z innej perspektywy. Żeby nie marnować czasu awanturnikom i trzymać Was w napięciu, zacznę od tych podstawowych spraw pokrótce. 
 
Czy nauczyciele powinni dostać podwyżki? Tak, wszyscy. Skąd? Nie wiem. Czy powinni strajkować? Tak. Czy kosztem egzaminów/ dzieci? Nie wiem/ to skomplikowane/ rozwinę. Okrągły stół ds. edukacji? Tak. Kiedy? Natychmiast. Tyle, a teraz do dzieła. Proszę wziąć głęboki oddech i nie brać niczego do siebie. Nikogo nie chcę atakować personalnie, odnosił będę się do poglądów, nie do konkretnych osób. Chyba, że wprost zaznaczę inaczej. Smacznego i bez fochów.
 
Podstawy podstaw, bo przerażony jestem jak długi bicz część z nas próbuje ukręcić, na siebie samych. Edukacja to fundament. Źródło. Większość rzeczy których dowiedzieliście się, lub właśnie nie potraficie, wynika bezpośrednio ze ścieżki edukacji jaką macie za sobą. Zarówno umiejętności miękkie, zrozumienie meandrów współżycia społecznego, moralności, ale także wiedzę historyczną, języki obce, zdolności manualne/ techniczne, itd. Większość z nas ma za sobą przedszkole, podstawówkę, liceum/ technikum, uczelnie wyższą. Kilka lat pracy z wychowawcami, nauczycielami, wykładowcami. Edukacja to jedna z najbardziej kluczowych rzeczy decydujących o indywidualnym, jak i narodowym dobrobycie. Nie bądźmy głupi, biedni i nieinnowacyjni. 
 
 
Jest taka zasada którą wyznajemy chyba wszyscy bez względu na poglądy polityczne, wykształcenie i doświadczenie. Jakość kosztuje. Jeżeli chcemy dobry samochód, musimy za niego dobrze zapłacić. Jeżeli chcemy go później utrzymać w dobrym stanie, nie zawozimy go do najtańszego mechanika. Jeżeli w trakcie eksploatacji jakąś część trzeba wymienić, nie wybieramy najtańszego zamiennika. No więc w przypadku edukacji dzieci, pozyskiwania wykwalifikowanych pracowników, kształcenia kadr, przyszłych wykształciuchów, wspomniana wcześniej zasada według niektórych nie działa. 
 
Wielu ludzi uważa, że protestujący wiedzieli na co się piszą i jak im się nie podoba, to droga wolna. Ludzie, rozejrzyjcie się. Nikomu nie ujmując, pracownik biedronki zarabia tyle co nauczyciel, albo i więcej. Nie chodzi mi o to żeby umniejszać pracownikom dyskontów. Po prostu nauczyciel w każdej chwili może usiąść na kasie, ale pracownik kasy, bez kilku lat studiów i pedagogicznego przygotowania, uczyć w szkole nie może. Mamy aktualnie rynek pracownika i perspektywę pogłębiającego się problemu z zatrudnieniem, brakiem rąk do pracy. Mówiąc inaczej, nauczyciele poradzą sobie bez szkoły doskonale, ale czy szkoła poradzi sobie bez nauczycieli? To nie tak, że oni powinni bać się o swoją pracę, to my powinniśmy się obawiać, żeby tej pracy nie chcieli zmienić. Jak myślicie, w szkołach zostaną sami najlepsi? Powrót do klas po trzydzieści kilka osób? 
 
 
Każdy medal ma dwie strony. Pięknie to ostatnio gdzieś usłyszałem, że system oświaty to ostatni relikt PRL w naszym kraju. Jest w tym dużo racji i uważam, że kwestie kształcenia powinno się wysadzić w powietrze i zacząć budować od podstaw. Na szczęście jest wielu mniej ode mnie narwanych, którzy zrobiliby to na spokojnie i rozsądnie. To wymaga czasu, nauczyciele powinni więc dostać podwyżki i natychmiast usiąść do rozmowy o rewolucji w edukacji, likwidacji/ modyfikacji karty nauczyciela, ilości godzin pracy. Krew mnie zalewa jak słyszę głosy oburzenia, że protestującym zależy tylko na pieniądzach. Boziu, jak słabą pamięć ma ten naród. Nie pamiętacie już reformy szkolnictwa, która właśnie jest w swojej szczytowej fazie? Likwidacja gimnazjów, protesty środowisk nauczycielskich, wzywanie do debaty o szkolnictwie w Polsce. Pamiętacie? Reforma szkolnictwa - protesty nauczycieli, znośne i mało dokuczliwe, nikt do stołu nie usiadł żeby rozmawiać o zmianach. Nauczyciele się wkurwili, reforma stała się faktem, zaczynają domagać się wzrostu płac. Protesty stają się dokuczliwe, egzaminy zagrożone. Rząd proponuje okrągły stół o edukacji. Wiem, że to uproszczenia, ale tych trzech zdarzeń dzisiaj nikt nie łączy publicznie, a moim zdaniem to szalenie ważne kiedy i o co ten konflikt się zaczął. Nauczycieli przedstawia się jako egoistyczne i pazerne środowisko, a prawda jest taka, że od dawna domagają się zmian. Nie wiem na ile są otwarci, ale nie widziałem, żeby rząd o edukacji chciał rozmawiać wcześniej. 
 
 
Ostatnie kilka zdań to też odpowiedź na pytanie, czy nauczyciele powinni w trakcie egzaminów protestować. Osobiście, oczywiście jak chyba każdy, w tym nauczyciele, wolałbym nie. Problem polega na tym, że jest to jedyny sposób nacisku. Poprzednie protesty nie przyniosły żadnych efektów. Nie zazdroszczę nikomu tego położenia, dlatego odpowiadam szczerze, nie wiem czy protesty powinny być zawieszane. Trochę mam odczucie jakby rząd tylko czekał, aż coś się posypie i z całą stanowczością ruszy ofensywa jak nauczyciele skrzywdzili dzieci. No i trochę faktycznie skrzywdzą, rzecz w tym, że nie tylko na nich ta odpowiedzialność teraz spoczywa. 
 
Przesadnie w polityka się nie mam zamiaru bawić, ale argument o politycznym podłożu sporu pada tak często, że nie mógłbym go zignorować. Ile jest w nim prawdy, dojść nam się i tak nie uda. Ale jakie to ma znaczenie? To na co chciałem zwrócić uwagę, to że powinno nam głównie zależeć na stworzeniu dla edukacji jak najlepszych warunków. Od dobrze wyposażonych szkół i adekwatnie opłacanych nauczycieli można wymagać. Tacy pracownicy nie chcą ryzykować utratą dobrego stanowiska. Wyeliminowanie karty nauczyciela, lub jej modyfikacja, powinna umożliwić dobór najlepszych kadr przez dyrektorów. Dofinansowanej szkole łatwiej różnicować wynagrodzenia ze względu na zaangażowanie nauczyciela. Fun fuct. W Warszawie dodatek motywacyjny to podobno maksymalnie 600 zł. Każdy nauczyciel dostaje jednak min. 300 zł, bo podstawa jest tak słaba, że na dzień dobry daje się ten dodatek który z założenia miał mieć inną funkcję. Kurtyna.
 
Na swojej drodze spotkałem kilku nauczycieli którym udało się zarazić mnie swoim entuzjazmem do przedmiotu. Na tle całej reszty, trudno jest to porównywać. Edukacja powinna dla dziecka być przygodą, przez którą przygotowani do tego dorośli poprowadzą. Wzbudzeniem ciekawości i chęci odkrywania świata. Nie powinna mieć charakteru sankcji, wiecznego poddawania ocenie/ krytyce. I to nie jest tak, że sobie znowu wymyśliłem jakieś pierdoły. W kilku krajach udało się już odkryć tę Amerykę, że butem nie ma sensu wciskać wiedzy do głowy. To zapewne będzie dzisiaj największe uproszczenie: wszyscy po szkole paliliście zeszyty i książki? Ile wyznawało system: zakuć, zdać, zapomnieć? Ktoś kojarzy „matura to bzdura”? Kiedy kończymy edukację, bierzemy głęboki oddech ulgi i mówimy, nigdy więcej. To tak jakby ktoś jeszcze pytał dlaczego w Polsce nie czyta się książek. Wiem, muszę jakiś #uproszczalert wprowadzić. Uczyć się po prostu nie lubimy.
 
 
Sednem tego dlaczego chciałem się na ten temat wypowiedzieć nie jest polityka w najmniejszym wymiarze. Jest mi to obojętne która partia, czy minister zajmie się tymi kwestiami na poważnie. Łapię się za głowę z kilku powodów przy okazji naszej mądrości narodowej. 
 
Po pierwsze. Jest w nas ciągle masę zawiści i złośliwości. Zamiast się wzajemnie wspierać i pomagać. Potrafimy trzymać za siebie kciuki tylko podczas zawodów sportowych i to pod warunkiem, że wygrywamy. W sprawach ważnych, skupiamy się na pierdołach i mikro problemach. Tu przepraszam, ale na myśli mam te podwyżki. To w moich oczach jest czubek góry lodowej, ale rozumiem, że im nauczyciel mniej głodny i sfrustrowany, tym mniejszą ma ochotę udusić Wasze bąbelki. 
 
Po drugie. Mogę się mylić, ale wielu ludzi naprawdę chyba nie rozumie roli edukacji w życiu człowieka. To nie powinno być tak, że dla dziecka jest to jakiegoś rodzaju zapchaj dziura, kiedy rodzice są w pracy. Świadomi wszystkich błędów których doświadczyliśmy na własnej skórze, szczególnie powinno nam zależeć, żeby dzisiejsza szkoła się zmieniła. 
 
Po trzecie. Nie myślimy samodzielnie. Nie potrafimy dyskutować. Co najgorsze, czasami nie myślimy w ogóle. Głupio mi pisać o takich rzeczach jak dzisiaj. O tym do czego w ogóle edukacja jest nam potrzebna. Dlaczego jej poziom zależy od ludzi pracujących w szkole, ale nie w oderwaniu od systemu w jakim się poruszają. W czym jest problem? Jeżeli znajdzie się ktoś chętny do dyskusji w komentarzach, zapraszam z przyjemnością.
 
 
Tyle w temacie. Wiem na przyszłość, żeby nie rozbijać pisania tekstu na dwa dni. Jęzor mi się tępi i nabieram wątpliwości. Co do języka, lubię kiedy miło się czyta, argumenty są celne, ale czuć lekkie wkurwienie. Odnośnie pojawiających się wątpliwości, to zwyczajnie ich nie lubię. Nie jestem żadnym ekspertem. Staram się dzielić moimi przemyśleniami, ale nie zakładam, że są jedynymi słusznymi. Z góry wolę się nastawić, że część z Was się ze mną nie zgodzi, gdzieś mogłem popełnić błąd i możecie mieć rację. Przy takim podejściu wątpliwości są niepotrzebne. Nie będę miał też nikomu za złe.
 
Mam nadzieję, że dobrze się bawiliście i nikt nie czuje urazy. Chętnie pociągnę temat, tym bardziej jeżeli macie odmienne poglądy. To druga rzecz jaką najbardziej cenię sobie w blogowaniu. Dyskusje na poziomie (na moich zasadach :P) o sprawach trudnych. Pierwszą jest to, że bez strachu mogę o nich tutaj mówić. Wy również czujcie się swobodnie i piszcie śmiało co sądzicie o protestach, łamistrajkach i edukacji w ogóle. Jeżeli tylko nie będziemy się obrażać, żaden ban Wam nie grozi :)
 

Facebook

Instagram