„Człowiek jest zły na cały świat, jeżeli coś nie idzie po jego myśli. Dlaczego w takim razie nie jest zły na swoje myśli?”
Z zasady lubię się dziwić. Jest to niewątpliwie moment kiedy zderzamy się z czymś nowym, zagadkowym, często niezrozumiałym na daną chwilę. Mrużę wtedy oczy, marszczę czoło i zadaję sobie pytanie, co kur**? W książce Filipa Zawady, „Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek”, tę perwersyjną przyjemność odnajdywałem co chwilę. Postać głównego bohatera, oraz okoliczności w których się znalazł, uruchamiają zaskakującą sekwencję odczuć i emocji. Fakt patrzenia na „ten” świat z dziecięcej perspektywy tylko te emocje potęguje.
„Wszyscy mówią, że jestem znajdą, chociaż jeżeli nigdy nie było się zgubą, to ciężko powiedzieć, że ktoś kogoś znalazł. Ludzie w większości są durni, ale nie będę im tego udowadniał bo to nie jest moja sprawa. Durnota jest prywatną własnością każdego człowieka i każdy kiedyś za nią beknie. Jedni bardziej, inni mniej.
Już trzy razy byłem brany pod uwagę, jeżeli chodzi o adopcję, jednak koniec końców, nikt się na mnie nie zdecydował. Ludziom cały czas coś nie pasuje. Pewnie im się nie podobał mój żydowski nos. Mówię żydowski dlatego, że wszyscy o nim tak mówią, chociaż nie jestem Żydem, a nawet jakbym nim był, tobym się do tego nie przyznał, bo za to można zostać ukrzyżowanym. Dużo o tym wiem, bo mieszkam w pałacu naszego Pana i zajmują się mną zakonnice.”
Rzeczy w oczach małego protagonisty wydają się bardzo często dość oczywiste. Opowiada on o świecie w którym żyje w tonie przewodnika. Jako najstarszy w sierocińcu, stara się młodszym kolegom tłumaczyć o co w tym wszystkim chodzi. Objaśniać rzeczy, które wydaje mu się, że w dużej części już zrozumiał. Otoczenie sióstr zakonnych, brak autorytetów (wyższych niż kierowca cysterny z mlekiem) i przedłużająca się „tymczasowość” sytuacji - prowadzi chłopca do zaskakujących przemyśleń.
Wbrew pozorom, większość książki będziecie się śmiali. Czasami przez łzy, ale mimo wszystko jest to jednak literatura w pierwszej kolejności rozrywkowa, a dopiero później skłaniająca do refleksji. Żebym się przypadkiem źle nie wyraził. Można się z Zawadą po prostu świetnie bawić, ale dla szukających głębszych refleksji, można się nim również biczować. Dla mnie osobiście książka była rewelacyjną gimnastyką umysłową. Twierdzenia, czy też opinie przedstawiane przez dzieci w książce, w moim odbiorze zmieniały się najczęściej w pytania. Jeżeli to lubicie, to na pewno wiele z nich dzięki tej książce postawicie sobie po raz pierwszy.
„ ..chciałabym, żebyście dzisiaj napisali trzy zdania na temat: co to jest szczęście.
To było akurat proste, bo bękarty wiedzą wszystko na temat szczęścia, ponieważ nigdy go nie doświadczyły. Napisałem więc mniej więcej tak: Człowiekowi wydaje się, że szczęście to jest moment, kiedy wyskakuje się z samolotu razem z parasolem, który bez żadnych problemów się otwiera, i kiedy człowiek tak spokojnie się unosi i myśli, że nie może być lepiej, że to jest szczęście, okazuje się, że zaczyna padać deszcz, ale nie na człowieka, bo przecież człowiek ma parasol. Szczęście to jest nadwyżka tego wszystkiego, co człowiek dostaje od życia.
Oddałem kartkę jako pierwszy. Nigdy nie miałem problemu z pisaniem, więc nikogo to nie zdziwiło. Pani przeczytała moje wypracowanie jeszcze na tej samej lekcji i się popłakała. Podczas przerwy przywołała mnie do swojego stolika i powiedziała, że w oodpowiadaniu za często użyłem słowa CZŁOWIEK.”
Książka nie ma jakiejś rozbudowanej linii fabularnej, poza głównym bohaterem (i jego sytuacją) wokół którego ciągle orbitujemy. Osobiście podoba mi się taka formuła, bo dzięki niej przeżywamy zdecydowanie więcej wycieczek intelektualnych. Sama postać i jej perypetie są bardzo istotnym kontekstem, ale Autor nie skupia naszej uwagi na dramatyzmie tego położenia. Pod pozorem zabawnych i lekkich historyjek, w dziecinnym stylu, prezentuje nam poruszające historie chłopca który zdaje sobie sprawę z tego gdzie jest i w pewnym sensie już się z tym pogodził.
Jak źle to teraz nie zabrzmi, bawiłem się z tą książką świetnie. Zaskoczyła mnie mnóstwo razy, skłoniła do postawienia podobnych pytań i zderzała z tak odmienną perspektywą patrzenia na świat. Jest refleksyjnie, jest zabawnie i co najważniejsze, człowiek na koniec czuje się bogatszy, ale bez wielkiego smutku, że ta historia mogła wydarzyć się naprawdę.
„Łóżko jest najważniejszym meblem, jaki został stworzony. Niewiele się o nim mówi w kościele - zupełnie niesłusznie, bo to ono jest najczęściej ostatnim, miejscem w którym rozstajem się z życiem. T na nim decydujemy, czy po śmierci chcemy pójść do nieba i żyć dalej, czy pójść do świata przedmiotów. Bóg nie miał już czasu, żeby stworzyć łóżko, ale ludzie czasami mu pomagają. Ja leżę na swoim i nie mogę zasnąć, bo Szatan (kot) nie wraca już od czterech dni, i chociaż wszyscy mówią, że na pewno wróci, to nikomu nie wierzę. Ludzie często okłamują innych, żeby nie robić im przykrości z powodu prawdy. Gdybyśmy wszyscy się okłamywali, pewnie żyłoby się nam lepiej, ale ja chciałbym wiedzieć, co naprawdę się z nim dzieje. Żeby poznać prawdę, bardzo często trzeba ją podzielić na drobniejsze części.
Umarł albo nie umarł.
Wróci albo nie wróci.”